25 listopada 2020 roku swoją premierę w Wydawnictwie Znak będzie miała książka Jacka Moskwy Niewygodny prorok. Ks. Jan Zieja. Biografia.

Ksiądz Jan Zieja to:

– cichy i skromny bohater, który w trudnych czasach przywraca wiarę w duchownych,

– apostoł Kościoła ubogiego, aktywista i społecznik,

– kapelan Szarych Szeregów, uczestnik powstania warszawskiego, współzałożyciel KOR,

– charyzmatyczny kaznodzieja, autorytet, dla którego zawsze najważniejszy był człowiek.

Gdy chodzi o dobro bliźniego, nie ma miejsca na kompromisy

https://www.znak.com.pl/ksiazka/niewygodny-prorok-ks-jan-zieja-biografia–182629

Ksiądz Jan Zieja– świadek XX wieku, który całym życiem służył Bogu i człowiekowi. Podczas doświadczeń kampanii w 1920 roku z przykazania „Nie zabijaj!” uczynił swoje credo. W ciężkich czasach był zawsze blisko tych, którzy go potrzebowali – trakcie drugiej wojny światowej pełnił funkcję naczelnego kapelana Szarych Szeregów, Batalionów Chłopskich oraz Batalionu „Baszta” w Powstaniu Warszawskim.

Natchniony prorok i charyzmatyczny kaznodzieja, który asystował przy pierwszych zakonnych ślubach świętej Faustyny Kowalskiej i przyjął konspiracyjną przysięgę Witolda Pileckiego, a także prowadził rekolekcje, w których uczestniczył biskup Karol Wojtyła. Choć przyjaźnił się ze Stefanem Wyszyńskim, w zasadniczych sprawach potrafił przeciwstawić się nawet jemu. Zawsze w wirze zmian, został jednym z pierwszych członków Komitetu Obrony Robotników.

Duszpasterz napędzany ewangelicznym przykazaniem miłości. Apostoł Kościoła ubogiego, który nigdy nie przyjmował pieniędzy za posługi religijne.

Książka Niewygodny prorok powstała w oparciu o szerokie badania archiwalne, świadectwa współczesnych, a także rozmowy z samym bohaterem. To lektura krzepiąca, po raz pierwszy w sposób pełny prezentująca życie ks. Jana Ziei.

Jacek Moskwa – dziennikarz, pisarz, wieloletni korespondent polskich mediów w Watykanie. Autor m.in. wielokrotnie wznawianego wywiadu rzeki z ks. Janem Zieją Życie Ewangelią, Tajemnic konklawe 1978 oraz czterotomowej biografii Droga Karola Wojtyły.


https://www.znak.com.pl/ksiazka/niewygodny-prorok-ks-jan-zieja-biografia–182629
Sprzeciwiał się sojuszowi tronu i ołtarza. Rozmowa z Jackiem Moskwą
W momentach kryzysu chrześcijaństwo zawsze wracało do swoich ewangelicznych korzeni. W biografii księdza Ziei można znaleźć wiele wątków będących odpowiedzią na współczesny kryzys Kościoła. Z Jackiem Moskwą rozmawia Karina Caban-Rusinek.
Dlaczego postanowił Pan napisać biografię księdza Jana Ziei? Dlaczego teraz?

Ta książka „wisiała” nade mną dokładnie od 30 lat. Jesienią 1990 roku w paryskim wydawnictwie księży pallotynów Éditions du Dialogue ukazało się pierwsze wydanie mojego wywiadu-rzeki z księdzem Zieją Życie Ewangelią spisane przez Jacka Moskwę. Książka była kilkakrotnie wznawiana, między innymi – już w obecnym stuleciu – przez Wydawnictwo Znak. 

Myślałem od tamtego czasu, że naturalną koleją rzeczy powinna powstać obszerna, dobrze  udokumentowana biografia tego wspaniałego kapłana, który uczestniczył w najważniejszych wydarzeniach historii Polski XX wieku: od wojny z bolszewikami po Komitet Obrony Robotników, przy tym zawsze pozostając sobą, apostołem Kościoła ubogiego i odrzucającego stosowanie przemocy.

W 1990 roku przebywałem już jednak w Rzymie jako korespondent polskich mediów. Pozostałem tam przez ponad 15 lat, zajmując się przede wszystkim relacjonowaniem wydarzeń pontyfikatu Jana Pawła II, a po powrocie do Polski pisaniem książek na ten i inne tematy.

Z radością widziałem jednak, że pamięć o księdzu Ziei nie zaginęła po jego  śmierci w 1991 roku, ale wręcz przeciwnie – jakby zaczęła rosnąć.

Życie Ewangelią krążyło w zaczytanych egzemplarzach i kserokopiach, później we wznowieniach Znaku. Jednocześnie odkrywałem informacje, których nie uzyskałem od samego księdza Ziei. Tak się złożyło, że samo pisanie książki zbiegło się z przymusową izolacją w czasie pandemii. Sprzyjało to autorskiemu skupieniu, ale jednocześnie utrudniało dostęp do bibliotek i archiwów.

Jakim człowiekiem był ksiądz Jan Zieja?

Poznałem go już jako blisko dziewięćdziesięcioletniego starca. Wysoki i wychudzony, z długą siwą brodą, orlim profilem i bladoniebieskimi oczyma bijącymi niezwykłym blaskiem – przywodził na myśl nasze wyobrażenia o prorokach Starego Testamentu.

Porównałem go kiedyś do innego wielkiego Polaka – Józefa Czapskiego, którego poznałem mniej więcej w tym samym  czasie. W obydwu przypadkach ich strzeliste, ascetyczne postacie wydawały się tylko zewnętrzną powłoką ducha, który ich przepełniał. A objawiał się on niezwykłym zaangażowaniem, uczuciową temperaturą i wiarygodnością tego, co mówili.

Ci, którzy słuchali jego homilii wspominają, jak wspaniałym był kaznodzieją. Pewne wyobrażenie o tym dają ujęcia jedynego filmowego wywiadu z ojcem Janem, który nakręciliśmy wspólnie z Krystyną Mokrosińską w roku 1987 pt. W duchu i w prawdzie.

Używa się sformułowania, że ksiądz Jan Zieja żył Ewangelią. Ale co to tak naprawdę znaczy w jego przypadku?

Ewangelia to cztery zazębiające się opowieści o życiu i czynach Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela. Jest to jednak także wspaniały traktat moralny wskazujący drogę miłości bliźniego, większej niż miłość własna. Ksiądz Jan Zieja chciał tak żyć.

Opowiadał mi o pewnym zdarzeniu ze swojej studenckiej młodości. Otóż przy obiedzie w konwikcie toczyła się rozmowa młodych księży. Jeden z nich, który powrócił właśnie z Rzymu, wychwalał porządki, jakie zaprowadził tam dyktator Benito Mussolini.

Obecny przy stole przyjaciel Ziei ksiądz Bolesław Strzelecki (zamordowany później w Auschwitz przez hitlerowców, a w 1999 roku ogłoszony błogosławionym) zaoponował:  „No, ale Ewangelia inaczej o tym mówi!”.

Na co ów przybysz świeżo po rzymskim doktoracie: „Ewangelią to można było żyć w pierwszym wieku po Chrystusie, w czasach entuzjazmu chrześcijańskiego, a nie dziś!”.

Wstrząśnięty taką wypowiedzią ksiądz Zieja napisał list do swojego promotora pracy doktorskiej: „Zrzekam się pisania doktoratu. Mnie wystarcza Ewangelia!”.

Pytany, co to znaczy, odpowiadał słowami Pisma Świętego: „…jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus”. (Mt 23, 10). Uważał, że Ewangelia zawiera wystarczającą liczbę wskazań, jak żyć. I według niej postępował.

Co dziś, kiedy Kościół jest w kryzysie, powiedziałby nam ksiądz Jan Zieja?

Oczywiście nie mogę odpowiadać za niego. Myślę jednak, że powiedziałby to, co mówił tyle razy: „Weźcie do ręki Ewangelię, która wskazuje drogę!”. Choćby to zdanie u świętego Mateusza: „Lecz kto by stał się powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6). Czy nie jest to odpowiedź na plagę pedofilii w Kościele?

W momentach kryzysu chrześcijaństwo zawsze wracało do swoich ewangelicznych korzeni. Czasem wewnątrz Kościoła katolickiego – jak w przypadku ruchu zapoczątkowanego przez świętego Franciszka z Asyżu, a czasem poza nim – jak w przypadku Reformacji. 

Obecnie wielkim wstrząsem jest ujawnienie rozmiarów deprawacji seksualnej wśród duchowieństwa – zwłaszcza krzywdzenia dzieci – i prób ukrywania tego stanu rzeczy przez hierarchię.

Rozsadników zła jest jednak więcej, przede wszystkim pogoń za dobrami materialnymi. Kościół stał się wielkim przedsiębiorstwem usługowym, które z zamian za ustaloną opłatą świadczy posługi czy raczej „usługi” religijne.

Ksiądz Zieja nigdy tak nie postępował. Konsekwentnie odmawiał przyjmowania wszystkich opłat.

W jego biografii można znaleźć więcej wątków mogących być odpowiedzią na współczesny kryzys Kościoła. Należał przecież do tych chrześcijan, którzy z żelazną konsekwencją potępiają używanie przemocy jako metodę walki politycznej. Sprzeciwiał się sojuszowi tronu i ołtarza. Z tego względu jego postać może być atrakcyjnym wzorem dla młodych, którzy buntują się przeciwko złu w Kościele, ale chcą go zmieniać i w nim pozostać.


https://www.znak.com.pl/ksiazka/niewygodny-prorok-ks-jan-zieja-biografia–182629
Fragment rozdziału Nadmorski azyl

Nawet tak wytrawny gawędziarz jak Władysław Bartoszewski miał trudności w zachowaniu chronologicznego porządku opowieści o wydarzeniach z życia ojca Jana. Tym bardziej ciężko się z tym uporać autorowi niniejszej biografii. Ksiądz Zieja działał bowiem na bardzo różnych polach, często równoległych, które trzeba czasem opisywać oddzielnie. Przyglądając się sytuacji Domu Matki i Dziecka, wybiegłem o kilka lat naprzód, do roku 1949, kiedy władza komunistyczna już się umocniła i przybrała formę jednopartyjnej dyktatury, sprowadzając ludowców i Stronnictwo Demokratyczne do roli posłusznych figurantów. W 1946 roku wynik próby sił nie był jeszcze tak jasny.

Układy między wielkimi mocarstwami, zawarte ponad głowami Polaków, sytuowały Polskę w strefie wpływów ZSRR i przesuwały na zachód całe jej terytorium, ale gwarantowały przeprowadzenie w kraju demokratycznych wyborów. W ramach realizacji tych postanowień powstał w 1945 roku Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, do którego wszedł wiceprezes Rady Ministrów, były premier rządu londyńskiego, Stanisław Mikołajczyk, jako przywódca Polskiego Stronnictwa Ludowego.

Była to znaczna siła polityczna: najstarsza partia w Polsce, ze wspaniałymi tradycjami z czasów zaborów i dwudziestolecia międzywojennego, a także walki Batalionów Chłopskich, przede wszystkim z ogromnym wsparciem w terenie. We wspomnianej uroczystości 29 czerwca wzięło udział 40 tysięcy członków i sympatyków, ponadto wniesiono 600 pocztów sztandarowych Polskiego Stronnictwa Ludowego. Do przemówienia nad trumnami ofiar zbrodni w Palmirach, wśród nich jednego z głównych przywódców chłopskich, Macieja Rataja, ksiądz Zieja został zaproszony właśnie jako kapelan Komendy Głównej Batalionów Chłopskich przez jej szefa a swojego przyjaciela, Franciszka Kamińskiego.

Do Polskiego Stronnictwa Ludowego nie wstąpił, przyjął natomiast dopiero teraz legitymację „Wici”. Pozostawał bardzo aktywny, nie tylko na Pomorzu. Anna Minkowska 1 lipca napisała do niego list z propozycją współpracy, ale nie otrzymawszy odpowiedzi, przyjechała pod koniec miesiąca do Warszawy. Tu spotkała księdza Zieję w szpitalu przy łóżku na wpół sparaliżowanego księdza Władysława Korniłowicza. Był z Gabryelą Hołyńską (która wróciła już ze Słupska) i Tadeuszem Baumem. Minkowska widziała się z ojcem Janem nazajutrz w Domu Prowincjalnym Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi, gdzie przemawiał do członkiń Związku Rodzin.

Wieczorem spotkał się z Minkowską w częściowo zburzonym Szarym Domu urszulanek przy ulicy Gęstej i uzgodnili szczegóły jej przyjazdu. Miał zatem ciągle w Warszawie, podobnie jak podczas okupacji, swoje „kółko”, niezależnie od tego na Pomorzu.

Jednocześnie wiele środowisk, nie tylko katolickich, chciało go mieć przynajmniej częściowo dla siebie.


https://www.znak.com.pl/ksiazka/niewygodny-prorok-ks-jan-zieja-biografia–182629

Ale te jego ciągłe wyjazdy! Wspominałem już o warunkach podróżowania w tamtych czasach. Anna Minkowska, kiedy w połowie września wyruszyła w końcu na Pomorze, jechała najpierw z Krakowa do Gdyni dwadzieścia cztery godziny, później trzy do Słupska. Potem do Wytowna, gdzie czekał na nią ksiądz Zieja, jeszcze pół godziny zatłoczonym do granic możliwości autobusem, po parogodzinnej przerwie spędzonej u Anieli Urbanowiczowej w słupskim Domu Matki i Dziecka.

On pokonywał tę trasę przynajmniej parę razy w roku, na przykład pod koniec czerwca był na uroczystości upamiętniającej poległych w Palmirach, potem powrócił na Pomorze. W ostatnich dniach lipca miał spotkania w Warszawie, a po wieczornej rozmowie z autorką Pamiętnika rano znowu ruszył do Słupska.

Parafię w Wytownie ksiądz Jan „objął” na początku kwietnia 1946 roku. Podkreślić wypada, że propozycja padła ze strony administratora apostolskiego w Gorzowie. Infułata Nowickiego nie cieszyła zapewne swoista dwuwładza, jaka wytworzyła się w kościelnym Słupsku. Bez oporów zgodził się też, aby opuszczony przez ewangelickiego pastora kościółek i parafia, obejmująca kilka sąsiednich wsi, otrzymała wezwanie Świętego Franciszka z Asyżu.

Podobno ksiądz Zieja zastanawiał się, czy propozycję przyjąć. Polska społeczność Słupska rosła dynamicznie, było miejsce na szeroką działalność społeczną. Dom Matki i Dziecka wymagał obecności nie tylko kierowniczki, ale także kapłana. Dużym atutem Wytowna było natomiast sąsiedztwo z Orzechowem Morskim, gdzie znajdował się ośrodek wakacyjno-szkoleniowy, oddany w zarząd księdza już wcześniej. Obie miejscowości oddalone są od siebie o kilka kilometrów.